Forum Pub pod Świńskim Łbem Strona Główna

Gołębie na Trafalgar Square

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pub pod Świńskim Łbem Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mirtel
Pufek



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Walhalla

PostWysłany: Sob 15:22, 22 Kwi 2006    Temat postu: Gołębie na Trafalgar Square

Jak na razie z tej pracy jestem najbardziej zadowolone. Powstało kiedyś na potrzeby pojedynku na Mirriel. Nie ma tego w tekście, ale bohaterem jest Oliver W.
Od razu też zaznaczam, że nie ma to związku z "Dwójką" jeśli nie liczyć bohaterów.


[link widoczny dla zalogowanych]

Kraków jeszcze nigdy tak, jak dziś,
nie miał w sobie takiej siły i
może to ten deszcz, może przez tę mgłę,
może to mój nastrój
ale w każdej twarzy ciągle widzę cię.
Wśród turystów Rynek tonie znów,
ktoś zakrzyknął głośno, błysnął flesz...
Na Gołębiej twój płaszcz zaczepił mnie
w wystawowym oknie, w autobusie, w tłumie gdzieś...
Widzę cię - tak, wiem
nie zrobię więcej zdjęć - tak, wiem
nie będę prosił, lecz... - tak, wiem
to przecież żaden grzech - tak wiem...
Kraków hejnał gra - tak wita mnie,
patrzy na mnie, jakby wiedział, że
wracam po to, by choć na kilka chwil
zamknąć oczy i móc uwierzyć, że
Widzę cię - tak, wiem...

[Kraków - Myslovitz]




Siedzieli obok siebie, nieświadomi łez spływających po policzku. Wpatrywali się w ogień, pochłaniający w kominku kolejne partie drzewa. Wciąż słyszeli te dwa słowa, wypowiedziane przez policjanta.
- Wierzysz w to? – zapytał cicho chłopak, nadal wpatrując się w ogień.
- Nie chcę wierzyć. – odpowiedziała jeszcze ciszej dziewczyna siedząca obok niego. Odwróciła do niego głowę – Ale wiem, że to prawda. A ty?
Milczał. Tak jak Kate, wiedział, że to prawda. Cierpiał podobnie jak ona, jeśli nie bardziej. Przed oczami nadal miał jej uśmiechniętą twarz, gdy wchodziła na spacer. Słyszał jej śmiech i głos, przepełniony radością. Zamknął oczy, uwalniając tym samym łzy.
- Dobrze się czujesz? – zapytała Kate, widząc jak jej przyjaciel zaczyna się trząść.
- Nie! – krzyknął zrywając się na nogi – Cholera, nie czuje się dobrze! Straciłem, kogoś, kogo kochałem! Takiego bólu nie czułem nigdy, rozumiesz?!
Nie odzywała się, ze spokojem patrząc, jak chłopak miota się po pokoju. Najchętniej, sama zaczęłaby wrzeszczeć. Nie mogła sobie jednak a to pozwolić. Jeśli oboje się załamią, nie będzie dobrze. Przynajmniej ona musi być silna.
- Uspokój się. – powiedziała stanowczo, wstając – W ten sposób sobie nie pomożesz. Możesz jedynie zaszkodzić.
Spojrzał na nią smutno. Podszedł powoli do okna, oparł łokcie o parapet i ukrył twarz w dłoniach.
- Sam nie wiem, co mam robić. Jedna część mnie, chce krzyczeć, druga płakać, a trzecia umrzeć. Byłem gotowy na wszystko, tylko nie na to.
- Czuję podobnie – powiedziała cicho Kate, podchodząc do chłopaka. Stanęła obok niego, i podobnie jak on, oparła się o parapet – A właściwie nie wiem, co czuję.
Zamknęła oczy, pragnąć oddalić się od tego wszystkiego.
Podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. Dostrzegł pojedynczą łzę, spływającą po jej policzku.
- Nie wiem, co teraz będzie – szepnęła odchodząc od okna – Może nawet nie chcę wiedzieć... Usiadła na fotelu i ukryła twarz w dłoniach, mówiąc coś po cichu do siebie.
Odwrócił od niej wzrok.
- Wracaj do domu – powiedział cicho i spokojnie. – Połóż się do łóżka, przestań o tym myśleć.
Kate spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jeszcze chwilę temu to ona go uspokajała. Czyżby przejął jej rolę?
Wzruszyła ramionami i wstała z fotel.
- Chyba m-masz rację. Do jutra. – powiedziała stojąc w prog. Wyszła z mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi.
Stał po środku pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Po chwili cicho westchnął i wszedł do łazienki.
Zimna woda zmywała z jego twarzy zaschnięte łzy. Teraz poczuł, że może pomyśleć racjonalnie.
Ona nie żyje. Liv... Nie potrafił złączyć jej imienia ze słowami „nie żyje”. Nie będą już zasypiali i budzili się razem. Nie będzie wyjść co sobotę do kina. Zabraknie wspólnych spacerów i rozmów przy kominki. Zmieni się wszystko.
Wyszedł spod prysznica i szybko założył piżamę. Zgasił światło w łazience i w salonie. Wszedł do wnęki, gdzie stało ich łóżko.
Położył się i po chwili zamknął oczy, starając nie myśleć o niczym. Wsłuchiwał się w deszcz, padający na chodnik i dach.
Zasnął dopiero nad ranem.


Powoli otwierał oczy. Nad sobą ujrzał biały sufit. „Więc był to tylko sen...” pomyślał. Obrócił głowę w drugą stronę. Miejsce Liv było puste.
Poderwał się, natychmiast przypominając sobie wszystko to, co zdarzyło się wczoraj. Ukrył twarz w dłoniach.
- Nie! Nie myśl o tym! – powiedział sam do siebie. Podniósł głowę i spojrzał za okno. Unosiła się mgła. Wstał szybko z łóżka i ubrał się.
Przy drzwiach spojrzał jeszcze na zegarek. Była szósta trzydzieści.

Wyszedł z budynku, wprost na Craven Hill. Przeszedł przecznicę i wszedł na teren Kensington Gardens. Park był opustoszały. Przez uliczki przechodzili jedynie pracownicy ogrodu i nieliczne o tej porze dnia, wiewiórki. Szedł prędko, sam nie wiedząc gdzie. Dopiero gdy zobaczył przed sobą ulicę, zdał sobie sprawę z tego, że przeszedł cały park. Przeszedł obok pomniku Alberta i doszedł do najbliższego przystanku. Dojechał do Hyde Park Corner i przesiadł się w autobus linii czternaście. Wysiadł na ulicy Shaftesbury. Rozejrzał się po okolicy. Tutaj był już znaczenie większy ruch. Spojrzał na zegarek; była ósma dwadzieścia siedem. Przeszedł Wardour Street i Whitcomb. Po chwili był już na Trafalgar Square.
Tutaj życie dzienne, już dawno się rozpoczęło. Malarze rozstawili już swoje sztalugi, pierwsi turyści robili zdjęcia przy kamiennych lwach. Gołębie skupiły się już wśród kałuży, powstałych po deszczu.
Rozejrzał się niepewnie po placu. Miał wrażenie, że ktoś mu się przygląda. Nagle dojrzał beżowy, sztruksowy płaszcz. Jej płaszcz...
Podszedł do niej szybko i położył rękę na ramieniu.
- Liv? – zapytał, lekko drżącym głosem.
Dziewczyna odwróciła się niemal natychmiast. Zamiast iskierek radości w niebieskich oczach dojrzał brązowe oczy i rysy z wysp Japońskich.
- Mosi mosi?* – zapytała szybko.
- Przepraszam, musiałem panią z kimś pomylić – odpowiedział i odwrócił się od turystki.
- Niko niko!* – niski Japończyk machnął ręką na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się. Szybko od niej odszedł. Sekundę później na placu rozbłysnęło światło lampy błyskowej.
Odwrócił się. W autobusie dojrzał ten sam płaszcz. Po drugiej stronie dojrzał na wieszaku, podobny, bordowy płaszczyk.
- Szalejesz... – szepnął do siebie.
Wziął parę głębokich wdechów i podszedł do małej fontanny i usiadł na ławce stojącej obok.
Opuścił głowę i zaczął wpatrywać się w swoje buty.
- Stało coś, chłopcze?
Nie podniósł głowy. Po głosie rozpoznał staruszkę.
- Nie jestem jeszcze aż tak zrozpaczony, by żalić się obcym ludziom. – odpowiedział, zamykając oczy.
- Jak chcesz chłopcze. Ale chyba wiesz, że warto komuś się zwierzyć. Będzie ci lżej – powiedziała.
Nie odpowiedział. Po chwili zorientował się, że w ich stronę idzie coraz więcej gołębi. Wreszcie podniósł głowę.
Obok niego siedziała, tak jak się spodziewał, staruszka. Miała na sobie wyświechtany czarny płaszcz, podobne buty i czapkę. W ręce trzymała torebkę z chlebem.
- Zawsze karmi Pani gołębie? – zapytał cicho.
- Od ćwierć wieku tu przychodzę. Zawsze siedzę na tej ławce.
Siedzieli chwilę w ciszy.
- Chodzi o moją... narzeczoną – powiedział cicho, znów spuszczając głowę.
- Kłótnia? – spytała, rzucając ptakom, kolejną garść okruszków.
- Chciałbym – odpowiedział zaciskając oczy, by po policzkach znów nie potoczyły się łzy.
- Chciałbyś by była między wami kłótnia? Najświętszy, to co się musiało stać?
- O-ona...
- ... zginęła?
Gołębie poderwały się do lotu. Szybko poderwał głowę, by móc uchwycić ten moment.
Milczał chwilę, jakby walcząc sam ze sobą, po chwili powiedział szeptem:
- Tak. Wczoraj.
- Jeśli chcesz to płacz. Łzy to najszczersza modlitwa. – odpowiedziała. Zwinęła torebkę z okruszkami i schowała do torby.
- Chciałbym płakać, ale czuję teraz w sobie jakąś... zaporę, przed tym. Czuję, że nie wypłakałem jeszcze wszystkich swoich łez. Nie mogę jednak tego też robić. To nie jest normalnie - powiedział, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy.
Próbował przypomnieć sobie jej twarzy. Farbowane rude włosy, niebiesko-zielone oczy z dziwnym blaskiem.
- Jest. Uwierz mi. – powiedziała staruszka, wstając – Wiesz co mi pomogło? Wiara, niekoniecznie w Boga.

*Mosi Mosi – (jap.) Słucham?
* Niko Niko – (jap.) Uśmiech!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pub pod Świńskim Łbem Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin