ducky
Nadworna Kaczka
Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ker-Paravel
|
Wysłany: Sob 15:51, 28 Sty 2006 Temat postu: Ziemia Obiecana |
|
|
To wypracowanie na temat jednego z cudów dokonanych przez Mojżesza. Nie zostało ocenione w szkole, to może tu ktoś wystawi mi ocenę?
Zakończenie trochę mi nie wyszło i mogą być błędy ortograficzne lub literówki...
Wędrówka do Ziemi Obiecanej
Dlaczego my?
Dlaczego najpierw nas katowano, a teraz prowadzi się nas na pewną śmierć?
Czym na to zasłużyliśmy? Czym naraziliśmy się bogom? Czyżby byli uprzedzeni do naszego narodu?
Dlaczego całe moje życie to niepewność, czy przeżyję kolejny dzień? Bo przecież takie ono właśnie jest – codziennie chodzenie na budowę, ciężka praca.... Wykończyło mnie to. Zgasiło mój zapał do życia. Nie, nie chciałem umrzeć. Tylko żyć w innym miejscu. Wyrwać się z tego koszmaru – egipskiej niewoli...
A potem przyszedł człowiek, który obiecywał nam krainę wolną od przemocy i bólu – nasz dom, w którym czeka Wielki Ojciec, Pan Abrahama, Wszechwładny Bóg Jahwe. Gdy mówił to wszystko, jego oczy błyszczały, a z niego samego promieniała światłość, jakby słońce ukryło się za nim. Tak, to zrobiło na mnie wrażenie. W mojej głowie trwała walka: dwie natarczywe myśli nie dawały mi spokoju. A co będzie, jeśli nas złapią? Zabiją nas, poddadzą torturom? Przecież to zbyt ryzykowne, uciekać z Egiptu. A może to wysłannik bogów, sprawdzający naszą wiarę? Przecież nie słyszeliśmy nigdy o tym Bogu Jahwe.
Jednak poszedłem za tym dziwnym, budzącym respekt człowiekiem. Pojawiła się szansa dotarcia do Ziemi Obiecanej. Jednak teraz... Żałuję. Moja decyzja była zbyt pochopna. Nigdy tam nie dojdziemy. Czym, dla niezliczonej ilości bóstw egipskich jest jeden Jahwe? Jesteśmy na ich ziemi i to oni mają tu władzę.
Słyszę płacz. No tak, mała Naama nie przeżyje kolejnego dnia bez wody. Czyżby bogowie byli tak okrutni, że pozwolą jej umrzeć?
Ale ona nie jest jedyna. Jest tu nas zbyt dużo. Zbyt wielu ludzi bez nadziei, którzy teraz marzą tylko o łasce bogów, na którą nie mogą liczyć. Obrazili syna Ra. A bogowie nie znają litości dla tych, którzy łamią ich święte prawa. Więc dlaczego poszedłem za nimi? Dlaczego?!
Nie mam już sił. Słońce i piasek nas zabijają. Powoli, ale już to można odczuć. Bydło padło już dawno temu. Czy to możliwe, aby jakikolwiek Bóg był tak okrutny? A może nie ma żadnego Boga? Może to wszystko, cała nasza wiara, to jedynie wymysł. Fatamorgana w naszych umysłach... W takim razie nie ma żadnego życia po śmierci. Więc, po co żyjemy? Czemu tak cierpimy? Czyżbyśmy byli panami swojego losu? Jedno wiem na pewno – nie ma Jahwe. Lub jest po prostu zbyt słaby, aby przeciwstawić się reszcie bóstw.
A rozstąpienie wody? Czy to mógł być przypadek? Jeśli jakiś bóg chce nam pomóc, czemu nie zrobi tego teraz? Czemu nie ześle nam deszczu, oazy, wsi?
O, Fortuno, podstępna bogini! Najpierw mieliśmy utonąć, teraz umieramy z pragnienia. Co będzie dalej? Zgaśnie słońce?
Dlaczego nie docenialiśmy tego, co mieliśmy? Czy byliśmy chciwi? Nie, to nie chciwość nas zgubiła. Raczej ciekawość. Byliśmy ciekawi innego życia. A teraz... Teraz jest zbyt późno, aby się cofnąć. Jeśli wrócimy – zabiją nas.
Jeśli pójdziemy dalej – zginiemy. Więc może położyć się na piasku? Zostać? A potem odejść? Może to trochę przerażająca wizja, ale jeśli nikt nie panuje nad tym światem, to nie ma Raju, Piekła. Tylko Nicość. Czy wieczny spokój nie jest lepszy od bólu, zmęczenia, pragnienia?
Piasek parzy moje stopy. Mam ochotę krzyczeć z rozpaczy. Ale nie mam już siły na krzyk. Nie mam siły...
Dlaczego? Dlaczego żaden bóg nie wysłucha mojej cichej modlitwy? Ciągle powtarzanej litanii – Wody.
Czy nie jesteśmy godni tego, aby ktokolwiek nas wysłuchał? Ktokolwiek! Dlaczego to my cierpimy? Dlaczego to ja cierpię? Dlaczego Mojżesz nie widzi naszego zmęczenia? Naszego zniechęcenia?
Mam dosyć. Ta wędrówka wyssała ze mnie resztki nadziei i sprawiła, że nie chcę już niczego. Tylko umrzeć. Czy chociaż to możecie dla mnie zrobić? O, dumni bogowie Egiptu! Pozwólcie mi zginąć, przestać cierpieć...
Ktoś krzyczy. Mówi coś o murach miasta... Pewnie kolejna fatamorgana zawładnęła umysłem zmęczonego uciekiniera.
Ale... Czy to możliwe? Widzę...
Miasto! W końcu doszliśmy do miasta! Nareszcie dostaniemy wodę! Widzę źródła. Jest ich tak wiele... Podbiegam do jednego z nich. W lustrze jeziora widzę swoją twarz. Popękane usta, spalona skora. Ale to już koniec. Dalej nie pójdę.
Nabieram wody w dłonie. Zaczynam pić. Zimna, gorzka, gorzka! Gorzka!!! Tu nie ma wody!
Zaczynam krzyczeć. Na darmo szliśmy przez tyle czasu.... Tu nie ma wody! Mojżesz nas okłamał! Tu nie ma wody... Dlaczego?
Szukam Mojżesza. Najwyższy czas powiedzieć mu, co myślimy o nim i o tym jego Bogu. Chyba nie tylko ja o tym pomyślałem. Szukamy go spora grupa, ale chyba uciekł. Zostawił nas tu bez wody, jedzenia. Czemu za nim poszedłem?
Ktoś chyba potrzebuje pomocy – klęczy na piachu z dala od innych. Czyżby to był Azariasz?
Podchodzę do niego. Odwraca głowę. To Mojżesz! Wstaje i przechodzi obok mnie. Nic nie powiedział. Wyciąga nóż. Czyżby chciał nas zabić? Nie, podchodzi do drzewa i obcina jego gałąź. Wrzuca ją do wody. Mówi nam, ze teraz ta woda jest słodka i możemy pić do woli. Ale to nie jest Ziemia Obiecana i jutro pójdziemy dalej.
Podchodzę do jeziora. Nie ufam Mojżeszowi, ale tak bardzo chce mi się pić...
Zimna, słodka! Słodka woda! Wydaje się najwspanialszym napojem świata po tak długim pragnieniu.
Ale smak goryczy nadal czuję. Zawiodłem. Nie przeszedłem próby. Zdradziłem Mojżesza myślą, a tym samym jego Boga... Nie... Mojego Boga.
To drugi cud. Zapewnił on nas o tym, ze Jahwe będzie nas chronił. I dojdziemy do Ziemi Obiecanej, bo tak chce nasz Ojciec, Pan świata.
Post został pochwalony 0 razy
|
|