Strona Główna
|
Szukaj
|
Użytkownicy
|
Grupy
|
Galerie
|
Rejestracja
|
Profil
|
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
|
Zaloguj
Forum Pub pod Świńskim Łbem Strona Główna
->
Fanfiction
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Gospoda pod Świńskim Łbem
----------------
Szafa pełna rozmów
Kawiarenka
Forum
Galeria
Stadion Stulecia im. Dumbledore'a
WWW
Zjazdy
Harry Potter
----------------
Fanfiction
Harry i spółka
Rozrywka
----------------
Książki
Muzyka i Film
Manga i Anime
Czat
----------------
Chcieliście czata to macie
Mugolska "tfurczość"
----------------
Epika
Liryka
Dramat
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Louis
Wysłany: Sob 12:54, 11 Mar 2006
Temat postu:
UWAGA!!!
w tym rozdziale nwystąpia mocno przekształcone wątki biblijne, wymieszane ze sobą. Jeśli kogos to razi prosze o NIE czytanie!
za korektę dziękuję nieocenionej Midnight
„Legenda o Lilith”
Bóg stworzył świat. Pierwszego dnia Niebo i Ziemię, drugiego lądy itd. W końcu pojawił się również pierwszy człowiek - Adam. Stwórca dał mu w posiadanie wszystko, co stworzył, lecz mimo to mężczyzna czuł się samotny. Dostał więc to, czego pragnął - kobietę. Była naprawdę piękna - miała ogniście rude, długie włosy, zielone oczy, biała jak świeże mleko karnacje. Nazywała się Lilith.
Miała temperament, była energiczna i żywiołowa. Wszystkie zwierzęta w Raju pokochały ja od razu. Wszystkie, poza Adamem. Chciał on bowiem, by jego partnerka była posłuszna i uległa, spełniała każdy jego rozkaz. Podczas jednej z kłótni wykrzyczała mu, że on chciałby niewolnicę, nie żonę. Rozzłoszczony uderzył ją w twarz i pobiegł gdzieś daleko zostawiając zapłakaną kobietę samą.
Wszystkiemu przyglądał się Lucyfer, jeden z najważniejszych w całej hierarchii aniołów. Podleciał) do Adama i zrobił mu to samo, co on Lilith. Rozzłościł tym samego Boga - został zrzucony w bezdenna przepaść wraz ze swoimi przyjaciółmi.
Legenda o bezdennej przepaści była fałszywa - bowiem po wielu miesiącach spadania Lucyfer i jego kompani upadli na coś bardzo twardego i ciepłego. Była to dziwna kraina, pełna ognia, lawy i siarki. Przywódca „Upadłych Aniołów” postanowił zasiedlić się tu na jakiś czas i kazał wybudować sobie wielką salę, gdzie na środku miał stać jego tron.
Jego następnym krokiem było sprowadzenie Lilith do Piekła - jak nazwał swoja siedzibę. Rozzłoszczony Bóg stworzył Adamowi nową partnerkę - Ewę. Tym razem postarał się, by była ona uległą, delikatną i nieśmiałą niewiastą.
Upadły Anioł postanowił dać nauczkę zuchwałemu człowiekowi - wykorzystał słabość Ewy i skusił ją, by spróbowała owocu z Zakazanego Drzewa, przez co ona i Adam zostali raz na zawsze wygnani z Raju.
Pierwsi ludzie na złej i okrutnej Ziemi „dorobili” się dwóch potomków – Kaina, a potem Abla. W tym samym czasie Lilith i Lucyfer doczekali się córki - Eudoksji. Dziewczyna odziedziczyła po matce niezwykłą urodę, po ojcu zaś inteligencje i spryt. Kain i Abel oniemieli, gdy zobaczyli ją po raz pierwszy. Obaj próbowali zdobyć względy dziewczyny. Nie wiedzieli o jednym - uwiedzenie ich było częścią jej zadania. Wykorzystała bowiem słabość Kaina i kazała mu zabić swego brata.
Kain długo wahał się, lecz w końcu pewnego dnia, o zachodzie słońca, wykonał zadanie. Spojrzał na słońce. Wydało mu się być tak nasycone czerwienia jak krew wypływająca z rany na głowie jego brata.
Tego było za wiele dla Boga. Rzucił na Eudoksję straszliwą klątwę, przez co została wrzucona do olbrzymiego kotła z gorącą lawą. Jej delikatna, jasna skóra była powoli zżerana, jej piękne włosy spalały się; najgorsze zaś w tym wszystkim było to, że ona była… nieśmiertelna.
Po opuszczeni swego więzienia miała żyć po wiecznie, żywiąc się krwią człowieczą, nie mogąc znieść palącego słońca. Jej potomstwo miało być potępione i nigdy nie być w stanie przekroczyć Bram Niebios.
Rozzłoszczony tym Lucyfer wypowiedział Bogu wojnę - odtąd miał zwodzić śmiertelników, kraść ich dusze, by zaznali takiego samego cierpienia jak jego córka. Rozkazał wybudować w Piekle komnaty tortur, gdzie wiele duszyczek miało w przyszłości żałować za swoje grzechy...
Minęły tysiąclecia. Ludzie rozwijali się coraz bardziej, cywilizacja poszła naprzód. I tylko my zostajemy niezmienni przez ten czas - rodzimy się podczas wtóry, zabijamy niewinnych, żywimy się ich krwią. O tak, jednego możesz być pewna, Elle: zawsze będziemy tacy sami… - zakończył swą opowieść Riley.
- Czemu nigdy o tym nie słyszałam?
- Ludzie wymazali imię Lilith z historii, podobnie zrobili z Eudoksja. Ale krążą legendy, że pierwsza wampirzyca nadal istnieje, egzystuje gdzieś na dalekim wschodzie bojąc się, że ktoś ją odkryje.
- Spotkałeś ją kiedyś?
- Nigdy...jeszcze nie... jeszcze...
Koniec rozdziału drugiego.
Louis
Wysłany: Wto 20:21, 28 Lut 2006
Temat postu: Gdy zajdzie słońce
Z góry uprzedzam!!!
na nowe party beędziecie długo czekać, poniewaz zawirusowałam kompa i robiłam defrage.
Ten jeden ocalał sobie tylko dlatego, że umieściłam go na forum u Delf(www.kalisto.fora.pl)!!!
Nie jest to genialne, pisane dawno temu. Od piątego rozdziału moga pojawic się nieco brutalniejsze sceny.!!!
chcę coś zienić, ale jeszcze nie wiem co...Czekam na sugestie i porady!
za korekte dziękuje delf.
Było ok.23.00, gdy w mieszkaniu państwa Nowackich zadźwięczał dzwonek telefonu. Młody, dwudziestoletni mężczyzna , dosyć wysoki i może trochę nadmiernie szczupły niechętnie otworzył oczy i popatrzył przez chwilę na durny telefon, potem odwrócił wzrok i spojrzał z miłością na swoją piękną, młodą żonę...Minęły już 4 miesiące od ich ślubu...jak ten czas leci, gdy jesteśmy szczęśliwi...-pomyślał, wyciągając prawą dłoń i chwytając w nią słuchawkę telefonu...
-Tak słucham?- spytał.
-Dzwonię ze szpitala na Kruczej. Czy mieszka tutaj może Arvena Paterson?
-Jasne, już daję- powiedział lekko zaniepokojonym głosem. Domyślił się, że chodzi o jego szwagierkę, Elanorę*, która była ciężarna.
-Wena, dzwonią ze szpitala- na te słowa kobieta zwana przez męża Weną gwałtownie zerwała się i wyrwała mu słuchawkę.
-Arwena Paterson, słucham?
-Bardzo mi przykro to mówić, ale przywieziono pani siostrę...jest w ciężkim stanie...bardzo ciężkim...
-A...co z dzieckiem?- spytała drżącym głosem, tak dziwnie zmienionym, jak gdyby miała 50 lat, a nie ledwie 23...
-Cóż...pani siostra urodziła co prawda córeczkę, ale...
-Przecież to dopiero 6 miesiąc!
-Otóż to...-głos dyspozytorki był pełen współczucia...
-Dziękuję...jadę....-mówiła nieskładnie zastanawiając się, co znów stało się z jej siostra...Odkąd przyjechały do Polski 5 lat temu, jej dwa lata starsza siostra ciągle na cos chorowała...Miała dziwne, nieznane dotąd problemy z krwią, i choć grupa hematologów wciąż pobierała jej krew, badała i wystawiała dziwne hipotezy....
****
--Doktorze, co z moją siostrą?
-Nie wiem, jak mam to pani powiedzieć...to się jeszcze nie zdarzyło chyba w żadnym szpitalu- Wena westchnęła, spodziewając się wywodów o dziwnym sładzie krwi, bla abla bla.
-Co ma pan na myśli?- spytała
-Pańska siostra...ona...
-Co ona?
-Ona zniknęła...
rozdział pierwszy
Wrocław, 16 lat później
Obudziła się zlana potem. Znów śniło jej się to samo- że ucieka. Miała już dość tych snów, których znaczenia nie rozumiała. Powoli wstała z łóżka i poszła do łazienki ochlapać trochę twarz. To ją trochę uspokoiło. Wiedziała, ze już nie zaśnie, więc poszła do kuchni. Zerknęła na zegarek- była dopiero czwarta. Starając się nie obudzić Weny zrobiła sobie herbatę z cytryną, usiadła na parapecie i zamyśliła się, wpatrując w JEGO okna...Skrycie kochała się w nim od trzech lat, ale on nie zwracał na nią najmniejszej uwagi...No bo jak najprzystojniejszy, najbardziej popularny chłopak w szkole, Sylwester Słodowski mógłby zwrócić na nią uwagę? Była przecież tylko stereotypową szarą myszką- był za chuda, niska, miała cienkie włosy do ramion w takim dziwnym kolorze- ni to złotym, ni to miedzianym...Nie uczyła się najlepiej, nie była dobra z wuefu, krótko mówiąc- nie wyróżniała się niczym szczególnym...Bynajmniej tak ja postrzegali inni. Ale nie mieli racji...
**********
W tym samym czasie, w centrum Warszawy trzech mężczyzn goniło dziewczynę. Nie mogła mieć więcej niż 19 lat. Uciekała przed nimi, co sił w nogach. Krzyczała do ludzi, by jej pomogli, ale nikt nawet na nią nie spojrzał...Ostatkiem sił dobiegła do swojej bramy. Przekręciła klucz w zamku i szybko weszła do środka. Szybko weszła po schodach na swoje piętro, otworzyła drzwi, weszła do mieszkania i zamknęła je na wszystkie zamki...Poczuła się bezpieczna. Poszła do pokoju, chcąc zadzwonić po policje, lecz...tam czekała już na nią niespodzianka...
*********
-Aniu, co robisz?- Arwena Patterson, niezwykle atrakcyjna trzydziestosześciolatka weszła do kuchni z zamiarem położenia do łóżka swojej siostrzenicy.- Jest dopiero piąta, a do szkoły masz na 8.50.
-Ja....
-Znowu miałaś koszmary?- dziewczyna nie musiała nic odpowiadać, wiedziała, że jej ciotka wszystko zrozumie. Zawsze rozumiały się świetnie. Wena była dla Anabelli jak matka. Matka, której dziewczyna nigdy nie miała...Wiedziała, co stało się z jej matką i właśnie dlatego robiła to, co robiła. Aby się zemścić...
*************
-Boże, nie! Tylko nie Kaśka!- krzyczała dziewczyna. Gdy weszła do pokoju, zobaczyła swoja współlokatorkę leżącą bez życia na łóżku...Szybko pobiegła do telefonu, chcąc zadzwonić po pogotowie, ale on...nie działał...Chciała wyjść z domu, pobiec do sąsiadów, ale gdy podeszła do drzwi usłyszała znajomy głos...Jeden z tych, co ją gonili czekał przed drzwiami.
Wystraszona pobiegła z powrotem do pokoju Kaśki, bowiem tylko tam był zamek, a chciała się zamknąć...Odwróciła się, chcąc podejść do przyjaciółki i sprawdzić, może ona jeszcze żyje, może wcale nie umarła, może...Pochyliła się na nią, aby chwycić jej rękę i wybadać puls, lecz wtedy właśnie jej koleżanka otworzyła oczy, spojrzała nad nią, chwyciła brutalnie dziewczynę za włosy i wbiła zęby w jej szyję. Niezdarnie próbowała wyssać je krew, ale zanim zdążyła porządnie zaspokoić swój głód, ofiara zmarła.
-Powinnaś szybciej wysysać krew, inaczej nigdy porządnie się nie najesz...- do pokoju wszedł niespodziewanie mężczyzna, ten sam, co stał na klatce.- dobrze. A teraz ugryź się lekko w nadgarstek i spuść kilka kropli na ranę na szyi twej kumpeli. Nie chcemy przecież rozgłosu...
*****
Anabelli o dziwo, udało się zasnąć. Lecz znów ręczył ja nie do końca przyjemna sny. Widziała we śnie rudowłosa kobietę, wysysana do czysta przez młodego wampira. Ale nie to było najgorsze...Wampir bowiem, po skończeniu „uczty” wyjął z kieszeni mały sztylet i rozciął sobie nadgarstki, jakby próbował pociąć sobie żyły. Następnie przyłożył zakrwawioną rękę do ust wyssanej dziewczyny, a ona reszta sił zaczęła pić I więcej krwi wypiła, tym zdawała się być silniejsza, aż w końcu ryknęła nieludzko i powstała. Anabelli nie trzeba było tłumaczyć znaczenia tego snu...Wiedziała, że właśnie wampirza społeczność powiększyła się o kolejną bestię...A ona zyskała nowego wroga...
*****
dalsza część rozdziału pierwszego
zdaję sobie sprawę z faktu że ten rozdział nie jest najlepszy w świecie, ale jeszcze będzoe dobrze. Mile widziane komentarze, nawet te najbardziej nieprzychylne.
Następny dzień, południe...
*********************************
-Boże Święty...Ale smali- powiedział szczupły jegomość o brązowych oczach Był bardzo wysoki, miał piękne, gęste, kruczoczarne włosy jakich z pewności a zazdrościła mu niejedna dziewczyna. Miał też idealne gładką, tak nie pasująca do tych ciemnych oczu i włosów blada cerę.
- Wiesz co, Krzysiek? Zamknij się.- odrzekł znany nam już wampir, ten sam, który zmienił Kaśkę. Krzysiek go irytował tym swoim slangiem, którym posługiwał się, by, jak mówił ”lepiej wtopić się w tłum śmiertelnych”. Dobrze, świetnie, niech się wtapia. Ale czy musi robić to także w jego obecności?
- Ziomek, wyluzuj trochę!- chciał popisać się przed nową wampirzycą, którą gonili wczoraj po ulicach Warszawy. Wpadła mu w oko, musiał to przyznać...
- Właśnie, Riley, uspokój hormony, co się złościsz? To, że sam jesteś starym piernikiem nie oznacza, ze musisz od razu na wszystko narzekać i wszystko komentować!- mężczyzna zwany Rileyem poczerwieniał na twarzy, a to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę, że był w końcu wampirem, i to nie takim jak te tutaj młokosy. Miał ponad dwieście lat, więc jego skóra była już niemal pozbawiona ludzkiej tkanki.
- -To, ze jesteś skretyniałym młokosem nie upoważnia cię do obrażania starszych... A ty się dziewczyno zamknij, bo jesteś z nami ledwie od kilku godzin a mam cię serdecznie dość. Gdyby nie ty to spałbym sobie rozkosznie w swojej trumience a nie siedział jak ciołek w czyjeś piwnicy...W każdej chwili ktoś może tutaj wbić...
- Wow! Riley, jestem pod wrażeniem...Proszę proszę, na mnie drzesz japę a sam tutaj używasz słownictwa godnego taniego blokersa!- Riley już nic nie powiedział. Stanowczo zbyt długo przebywa w towarzystwie tego młodzika. Już nawet mówi tak jak on! Jeszcze trochę i będzie chodził w skórzanej kurtce i glanach, albo co gorsza- w tych okropnych szerokich spodniach z krokiem przy kolanach...
*************
*********
-Ktoś idzie...- wampir zwany Krzysztofem ogłosił towarzyszom swe pierwsze zdanie od pięciu lat, w którym nie użył ani jednego słowa z języka potocznego.
-Krzysiek, mózg ci po łbie lata, o ile go posiadasz, w co szczerze wątpię...Nikt nie idzie.
-Zamknij się, dziadku. Coś się porusza, nie widzisz?- nowo narodzona wampirzyca broniła swojego kumpla najlepiej jak umiała...No proszę, ledwie kilka godzin jest wśród nich a już przygruchała sobie „mena”, jak lubiła mawiać. I to jakiego...
-To szczur, zwykły rąbany szczur! Jesteście tak zaślepieni żądza ze już nie rozróżniacie człowieka od stałym bywalców Canal City? Myślicie, że nie wiem czego chcecie? Pożądanie bije od was na kilometr, nie trzeba być wampirem, by to wiedzieć!
-Ril, znajdź sobie lepiej babkę a nie tu fochy strzelasz i bulwersy! Trochę kultury, stary!- Krzysiek przestał wyrażać się jak człowiek...Jak to mówią, wszystko co dobre...
- Zamknijcie się oboje, bo jak nie to was wyssę do czysta i nie będę się przejmować żadnymi sankcjami za ten wyczyn!
- -Nie ośmielisz się- wysyczała Kaśka.- Wiesz, jaka kara czeka za zabicie swojego?
- Powiem, ze mnie zaatakowaliście...jak myślicie, komu uwierzą, wam- dwóm młokosom czy mi- ulubieńcowi samego Luciusa? Jestem mu milion razy bardziej potrzebny niż wy, tym bardziej, że za trzy dni rozpoczynają się Obrady Wielkiej Trójcy...
- ******
- Anabella siedziała w Dużym pokoju na sofie, w prawej ręce trzymając herbatę a w lewej zdjęcie swojej matki...Nikogo nie było w domu, Arweny pojechała z Andrzejem na „małe zakupy”, czyli spokojnie ma trzy godzinki wolne. I znów to robiła...
- Gdy była mała często wymyślała sobie, że jej matka żyje, ze wcale nie zabiły ja wampiry, że jest przez nich przetrzymywana, może nawet torturowana...Ale żyje. A pewnego dnia ona ją uratuje. Wkroczy do ich kryjówki, zabije ich wszystkich a na koniec uwolni swą rodzicielkę i już zawsze będą razem...Dlatego dzisiaj robi to, co robi. Morduje wszystkie te kreatury z zimną krwią. Czasami, góra cztery razy w miesiącu wyrusza sobie spokojnie na miasto, a jeśli spotka któraś z tych bestii się zastanawia się nawet chwili. Wena już dawno przestała jej tego zabraniać, wiedziała, że jej siostrzenica jest osobą upartą, i tak pójdzie. Dlatego zrobiła wszystko, żeby tylko była jak najlepiej przygotowana... jako była trenerka ju jitsu świetnie ją wytrenowała, sprawiła, że ta słaba z pozoru dziewczyna była niemal nie do pokonania. No bo w końcu wampiry, mimo ogromnej siły nie znały się na metodach walki, dlatego łatwo było je pokonać.
***********
-Boże, myślałam, że już nigdy nie zrobi się ciemno...
-Catherine, ,czy ty na każdym kroku musisz udowadniać nam, jak bardzo jesteś ograniczona umysłowo? Czy twoje słownictwo musi być tak ograniczone? „myślałam, że już nigdy nie zrobi się ciemno...”. Tak mówią chyba przedszkolaki!
-Ni nazywaj mnie Catherine!!! Mam w dupie że nie potrafisz wypowiedzieć dokładnie mojego imienia! Mam na imię Katarzyna, nie Catherine!- wykrzyknęła, wchodząc powoli po schodach. Jednym kopnięciem w drzwi rozwaliła je, po czym pośpiesznie wyszła z piwnicy, czekając na brązowowłosego i Rileya.
-A dlaczego nie mówisz do Krzyśka Chris? Żądam równouprawnienia!
-Przyzwyczaiłem się.
- Ziomal, ty no Chris to zajebiste imię. Możesz tak do mnie mówić!
-Dzięki ci „ziomal”, ale nie zamierzam cię tak nazywać. A zresztą wszystko jedno. Nie moja wina, ze macie taki dziwny język, szeleszczący jak torebka po chipsach. Gdyby nie to, że wspomagamy rozmowę telepatycznie chyba nigdy byśmy się nie dogadali- urwał, otwierając drzwi od bramy. Tylko on potrafił zrobić to za pomocą swego umysłu, ta dwójka gotowa była zrobić to „kopniakiem”, a wtedy narobiliby rabanu na pól Warszawy.
- No, polowanie czas zacząć...
******************
- Dobra, koniec mazania się. – po dwóch godzinach płaczu nad zdjęciem panna Paterson wreszcie zaczęła dochodzić do siebie. A miała przestać być sentymentalną idiotką...wstała, odłożyła zdjęcie i poszła do pokoju, by wziąć się za lekcje. Po jakimś czasie wrócili uśmiechnięci jak zwykle Wena i Andrzej. On poszedł się wykapać, ona postanowiła porozmawiać trochę z siostrzenicą. Wiedziała, że z nią ostatnio nie najlepiej. Była jakąś przygaszona, a przecież jeszcze pól roku temu chodziła całymi dniami uśmiechnięta jak gdyby wygrała los na loterii. I przestała wychodzić z domu...Poza, jak to określała, polowaniami...
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance
free theme by
spleen
&
Programosy
Regulamin