Strona Główna
|
Szukaj
|
Użytkownicy
|
Grupy
|
Galerie
|
Rejestracja
|
Profil
|
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
|
Zaloguj
Forum Pub pod Świńskim Łbem Strona Główna
->
Fanfiction
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Gospoda pod Świńskim Łbem
----------------
Szafa pełna rozmów
Kawiarenka
Forum
Galeria
Stadion Stulecia im. Dumbledore'a
WWW
Zjazdy
Harry Potter
----------------
Fanfiction
Harry i spółka
Rozrywka
----------------
Książki
Muzyka i Film
Manga i Anime
Czat
----------------
Chcieliście czata to macie
Mugolska "tfurczość"
----------------
Epika
Liryka
Dramat
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Krzysztoffa
Wysłany: Sob 21:26, 25 Mar 2006
Temat postu:
Piiiiiękne!!! Ja kcę wujcia Sevcia!!! Kupcie mi takiego! :3 Literówek się nie doszukałam, ale imiona dziewczynek chyba mnie się z kimś kojarzą...
I tak suuuperowe!
Niach, niach!! <ślini się>
Louis
Wysłany: Pią 16:11, 03 Mar 2006
Temat postu:
wredora, to jest wspaniałe!
wplątałaś w akcję kopcika, Annie ,ellentari...- choćby juz za sam pomysł takowy, oryginalny zresztą to opo podbiło moje serducho!
piękne, naprawde- podoba mi się
błędów nie znalazłam.
pozdrawiam serdecznie i zycze więcje takich pomysłów!
Lu
Wredota
Wysłany: Śro 19:36, 01 Mar 2006
Temat postu: Wszystko przerwane szkodzi niebywale...
Tekst konkursowy.
Dziękuje acromantuli za wszystkie przecinki i czepianie się.
Pięć postaci wyjętych z reala, jedna moja, a dwie z tak dobrze znanego nam świata. Wszystkie postacie wykorzystano bez pytania.
Wszystko przerwane szkodzi niebywale czyli bajka według Severusa.
Na pewnej wyspie, w pewnym zamku, w pewnym fotelu siedział sobie pewien mężczyzna. Czytał sobie pewną książkę, przynajmniej starał się, bo to, co działo się za drzwiami jego komnaty, bardzo mu w tym przeszkadzało. Dzikie wrzaski małych potworków skutecznie utrudniały skupienie się nad lekturą. Hałas robił się coraz większy i mężczyzna miał niemiłe przeczucie, że zmory zbliżają się do drzwi jego sanktuarium. W skupieniu zmarszczył brwi i spuścił głowę, tym samym obsypując książkę tłustymi i czarnymi jak smoła włosami. Właśnie po raz dziesiąty odczytywał to samo zdanie, gdy drzwi komnaty zostały otworzone i stanęła w nich czteroletnia szatynka. Dziewczynka wpatrywała się w mężczyznę z podziwem wypisanym na twarzy. To irytowało go do granic wytrzymałości. Zaraz za tym jakże uroczym stworzonkiem pojawiło się następne i następne, tworząc tłumek kolorowych główek. Najstarsza dziewczynka, o blond warkoczykach, stanęła za szatynką i zniecierpliwiona tupała nóżką.
- Kopcik ruszysz się wreszcie? – warknęła.
Czterolatka jednak stała i wpatrywała się w mężczyznę, który ignorował te irytujące bachory.
- Annie przecież wiesz, że ona... – zaczęła rudowłosa dziewięciolatka.
- Kopcik, proszę rusz się – szepnęła, stojąca najdalej pięcioletnia brunetka.
- Ale... – zaczęła najmłodsza.
- Ale co? – spytała złośliwym tonem druga rudowłosa istotka, zwana Wredotą.
- Ja... ja...
- Tak wiemy. Kochasz wujka Severusa – padło z ust brunetki.
- A ty nie bądź taka mądra, Elli – żachnęło się najmłodsze dziewczę. – Co ty byś zrobiła widząc
wujka
Draco?
- Pewnie posiusiałaby się z radości – rzuciła złośliwie ośmiolatka, na co szatyneczka i blondynka zachichotały złośliwie, a drugie ryże dziewczę stało z poważną miną, która mówiła „jeszcze chwila, a zginiemy”.
- Ej! Wredota! – żachnęła się posądzona o nietrzymanie moczu dziewczynka.
- A nie? – prawa brew dziewczynki podjechała do góry.
Mężczyzna miał coraz większe problemy ze skupieniem, przysłuchując się tej rozmowie. Prawdę powiedziawszy porzucił marzenia o spokojnej lekturze, wiedząc, po co przyszły te potworki. Dochodziła dwudziesta i zawsze o tej porze, jak w zegarku, te zmory przychodziły do niego i zamęczały prośbami o bajkę przed powrotem do domu. On jak zawsze stawiał zaciekły opór, co wywoływało płacz jednej z nich i ogromny żal pozostałych.
Westchnął ciężko i podniósł się z fotela. To widząc trzy dziewczynki wstrzymały oddech, jedna uśmiechnęła się w niezbyt miły sposób, a oczy najmłodszej powiększyły się. Podszedł do drzwi i po prostu je zatrzasnął. Wrócił na fotel i ze złośliwym uśmieszkiem na nowo zagłębił się w lekturze. Nie trwało to długo, gdyż drzwi znowu zostały otworzone, a do środka, pewnym krokiem, wmaszerowała ośmiolatka, ciągnąc za sobą wystraszoną brunetkę.
- Cześć wujciu – rzuciła od progu. – Może dziś dasz się skusić na bajeczkę?
Stanęła przed mężczyzną i z założonymi na piersi rękoma, wbiła w niego swoje niebieskie oczęta. Jej młodsza koleżanka stała obok jak sparaliżowana i wpatrywała się w swoje buty. W tym momencie pozostałe trzy dziewczynki, ośmielone jego milczeniem, przekroczyły próg komnaty. Czarnowłosy przez chwilę rozważał różne warianty, które przychodziły mu do głowy, wyjścia z tej jakże nieprzyjemnej, sytuacji. Najłatwiejszym wydawała się ucieczka, ale przecież on, Severus Snape, nigdy nie uciekał przed nikim, a zwłaszcza przed dziećmi. Drugi wariant, który jako pierwszy przyszedł mu do głowy, to rzucenie pięciu avad i zapewnienie sobie świętego spokoju na wieczność. Ale to wiązało się z wyrzutami jego żony, która byłaby niepocieszona po śmierci córek swoich przyjaciół.
Wybrał jednak trzeci wariant. Wstał, podszedł do drzwi, a kiedy je otworzył wydarł się:
- Potter, Weasley, Malfoy!!! – nic, zero reakcji ze strony wzywanych.
Zza pleców doszło go ciche kwilenie i, nie odwracając się, mógł się założyć, iż te dźwięki wydobywają się z młodszej latorośli Pottera. I rzeczywiście mała brunetka, jak tylko zakwiliła, zakryła usteczka rączkami i schowała się za koleżankę.
- Wujku... – zaczęła Wredota.
- Cisza!! – krzyknął przez ramię. – POTTER, WEASLEY, MALFOY!! ZABIERAJCIE TE POTWORY!! – wrzeszczał zirytowany i wściekły, że rodzice pozwolili rozpełznąć się swoim gadom po jego wspaniałym i mrocznym zamku.
Na korytarzu pojawiła się kobieta i to wściekła kobieta.
- Czy mogę wiedzieć dlaczego tak się wydzierasz, Severusie? I o jakie potwory ci chodzi?
- O te, żono – warknął wskazując pięć istotek, wciąż tkwiących w jego sanktuarium.
- Ja tu nie widzę żadnych potworów, tylko pięć ślicznych dziewczynek.
Na te słowa dwie z nich skrzywiły się. Bo, który Malfoy lubi być nazywanym mianem ślicznego? No który??
- Zabierz je stąd – warknął, niewzruszony zachwytem żony. – Niech wracają skąd przyszły.
- Ależ, kochanie, one chciały tylko...
- Wiem, czego chciały!! – krzyknął. – Niech Potter i Weasley zabierają z mojego domu swoje małe, wstrętne i namolne kopie. Malfoy z resztą też!
- Przykro mi Severusie, ale cała piątka zostaje dziś u nas na noc – poinformowała pani Snape.
- Słucham!? – krzyknął z przerażeniem.
- No wiesz, - zaczęła niepewnie, widząc przerażenie i narastającą wściekłość męża. Kto jak kto, ale Hermiona Granger – Snape doskonale zdawała sobie sprawę co potrafi zrobić jej wściekły małżonek – ich rodzice wybierają się dziś na to przyjęcie w Ministerstwie, na które ty nie chcesz iść, więc podjęłam się opieki nad ich dziećmi.
- W życiu!!! – krzyknął.
- Severusie prosiłam naszego syna, by się nimi zajął przez kilka minut, ale kategorycznie odmówił, twierdząc, że ma już piętnaście lat i nie będzie się bawił w niańkę małych gamoni – spojrzała na niego ostro i spytała podejrzliwie: - Nie wiesz, przypadkiem, skąd u niego taka awersja do dzieci?
Pan Snape zmieszał się lekko, ale ukrył to pod maską obojętności, którą miał opanowaną do perfekcji. Lecz jego żona nie dała się zwieść i uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Więc sam widzisz, że musisz się nimi zająć, aż nie przygotuję kolacji – pocałowała wściekłego męża w policzek i oddaliła się.
Zabiję! Zabiję własne dziecko! Przysięgam!
obiecywał sobie w myślach, obserwując oddalające się plecy żony.
- I co ja mam zrobić? – zastanawiał się pod nosem.
- Proponuję bajkę – szepnęła najmłodsza dziewczynka i latorośl Malfoyów.
- Cisza! – zarządził, odwracając się niczym atakująca pantera.
Na widok jego powiewających szat z ust szatynki wyrwało się ciche „Och”. Niewzruszony jej zachwytem, ruszył w stronę fotela by w nim spocząć. Kiedy już posadził swój zgrabny tyłeczek na zielonym fotelu, wziął książkę i ponownie się w niej zagłębił, ignorując wyczekujące spojrzenia pięciu par oczu.
- Ekhem – chrząknęła najstarsza, chcąc zwrócić uwagę jakże przystojnego i intrygującego czarodzieja.
Ale ten nie dał po sobie poznać, że cokolwiek usłyszał. W duchu modlił się o cierpliwość, lecz zaraz zaprzestał, gdy na jego kolanach wylądowało coś małego, ruchliwego i włochatego. Tak po prawdzie to coś samo się wdrapało i teraz wlepiało swoje pełne miłości, zielono – niebieskie oczka.
W pierwszym momencie Severus pomyślał, że to ten przeklęty, rudy kocur jego żony zrobił sobie kanapę z jego kolan. Ale gdy podniósł wzrok, oczywiście z zamiarem zrzucenia wyciora, napotkał te kolorowe, przepełnione ciepłem i miłością oczka. I to spowodowało zamieszanie w umyśle, zwykle opanowanego, Mistrza Eliksirów. Nie wiedział co robić i myśleć, ponieważ pierwszy raz widział takie uczucie, w dziecięcych oczach, kierowanych w stronę jego osoby. Nawet jego własne dziecko, jedyny i wymarzony spadkobierca, nie patrzyło na ojca w ten sposób. Spojrzenie Connora zawsze było pełne szacunku i podziwu z nutką strachu. Jego syn nigdy nie zrobiłby bez pozwolenia czegoś takiego, jak ten mały pomiot piekielny. To bezczelne naruszenie jego wewnętrznego świata wywołało ciepłą mgiełkę w okolicach serca, która skierowała jego prawą rękę na główkę dziewczynki. Tak jawne okazanie DOBREGO uczucia ze strony zazwyczaj zimnego i niemiłego wujka wywołało uśmiech na twarzy czterolatki i szok na pozostałych czterech mordkach. Ten widok przywołał go do porządku, więc szybko cofnął rękę i rzucił im mordercze spojrzenie.
- Siadać! – zarządził ostro.
Trzy dziewczynki natychmiast wykonały polecenie, siadając tam gdzie stały. Jedynie Wredota ociągała się, gdyż nie podobało się jej, że ktoś jej rozkazuje.
Severus odłożył książkę na stojący obok stolik i wyczarował na nim duży kubek kawy i pięć małych kubeczków z gorącą czekoladą. Wziął parujący kubek i upił z niego łyk, a kiedy gorąca ciecz rozpłynęła się po jego wnętrzu i ukoiła skołatane nerwy, zwrócił się do starszej rudowłosej dziewczynki:
- Weasley, rozdaj te czekolady.
Dziewczynka grzecznie wstała i rozdała kubki z cichym „Proszę”, a gdy usiadła, między Ellentari i Annie, w komnacie zaległa cisza.
Po pięciu minutach ciszy Kopcik zaczęła się wiercić, co wywoływało narastającą irytację wujcia.
- Malfoy, zabieraj to COŚ z moich kolan – warknął do siedzącej naprzeciw dziewczynki.
Wredota spojrzała na niego z oburzeniem, ale posłusznie wstała i zabrała posmutniałą siostrzyczkę. Dziewczynce nie podobało się nazywanie szatynki mianem „COŚ”, uważała, że prawo do takich określeń miała tylko i wyłącznie ona jako starsza siostra. Także najstarszą dziewczynkę oburzyło zachowanie wujka.
- To jest dziecko, a nie COŚ – zaprotestowała, kiedy panny Malfoy usadowiły się w pierwszym rzędzie. Były Śmierciożerca spojrzał na nią zimno.
- Annie cicho – szepnęła coraz bardziej przerażona Ellentari.
- Nie Elli! – zaprotestowała głośno Arian. Według brunetki za głośno. – Nie można nazywać tak dziecka tylko dlatego, że zaczęło się nudzić.
Ten wywód zdziwił mężczyznę, co okazał uniesionymi brwiami, bo nie spodziewał się krytyki z ust córki Ronalda Weasleya.
Chyba w tym roku przyjmę propozycję McGonagall i wrócę do Hogwartu. Co to będzie za przyjemność znęcać się nad kolejnym pokoleniem Potterów i Weasleyów
, pomyślał wesoło.
Panna Weasley wstała i pojrzała na zdziwione koleżanki.
- Idziemy stąd – zarządziła, a kiedy reszta zaczęła wstawać dodała: - nie będziemy błagać!
- Ale ja chcę bajkę – czterolatka tupnęła nóżką i dla lepszego efektu oblała się łzami.
- Kopcik nie płacz – prosiła łagodnie Annie, czule głaszcząc stworzonko po krzywej główce.
- Nie płaczę – siąpnęła nosem.
- Tylko beczysz – zauważyła złośliwie siostra.
- Nie beczę! – zaprzeczyła głośno. – Malfoyowie nie płaczą.
- Ale ty jesteś wyjątkiem – ośmiolatka wzruszyła ramionami.
- Wcale nie! – obruszyła się.
- Idziemy! – spytała zniecierpliwiona Arianrod.
- Ale ja chcę bajkę! – krzyknęła Kopcik.
- CISZA!! – zagrzmiał nad nimi zdenerwowany hałasami mężczyzna.
Ellentari, którą trochę uspokoił pomysł opuszczenia ciemnej komnaty, z przerażenia uczepiła się dłuższej ręki Arian i zaczęła cichutko łkać w jej rękaw, przy okazji obsmarkując go. Pozostałe dziewczynki zadrżały i z zaciekawieniem spojrzały na wujka.
- Chcecie bajkę, tak? – odpowiedziała mu cisza i zdziwione spojrzenia. – No to siadać i SŁUCHAĆ!
Usiadły grzecznie jedna obok drugiej, tworząc naprzeciw mężczyzny półkole.
Przestraszona sześciolatka powiodła swoimi zielonymi oczami po koleżankach i zobaczyła narastającą radość na ich twarzach. Nie bardzo rozumiała z czego one się tak cieszą. Wiedziała, że to nie będzie taka bajka jaką zawsze opowiada jej mama. Fajna i miła o zwierzątkach, która zawsze miała szczęśliwe zakończenie. Nie, to nie było w stylu Severusa Snape’a.
Czarodziej upił kolejny łyk czarnej kawy, zastanawiając się jaką bajkę opowiedzieć tym potworkom. Poprawił się w fotelu, uśmiechnął się złośliwie i zaczął opowiadać:
- Dawno temu, gdy na świecie panowały smoki, żył sobie Czerwony Kapturek – usłyszał kilka prychnięć, ale zignorował je. – Był on niedocenianym przez wieśniaków Mistrzem Eliksirów. Nikt z wioski nie mógł uwierzyć, że dziewczynka o blond loczkach może być mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie. Wioska, w której mieszkał leżała na zachodnim krańcu lasu, który był zamieszkany przez magiczne i niebezpieczne zwierzęta. Pewnego dnia przyleciał do niego sokół z wiadomością od ukochanej babci, która była wiedźmą. W swojej krótkiej notce babcia prosiła wnuczkę o przygotowanie i osobiste dostarczenie Eliksiru Miłosnego.
- Ale... – pod miażdżącym spojrzeniem czarnych oczu, Arian umilkła.
- Tego samego dnia Czerwony Kapturek wyszedł ze swej chaty i podążył do swego laboratorium. Mieszkańcy wioski widząc, gdzie blondynka zmierza, czym prędzej czmychnęli do swoich domostw by schować się w schronach przeciwpancernych. Kapturek nie zwracał uwagi na takie zachowanie i wściekle mamrocząc pod nosem kroczył w stronę jedynego murowanego budynku w wiosce – upił łyka kawy, zastanawiając się nad dalszymi losami bohaterki. Wznowił opowieść, gdy Kopcik zaczęła się wiercić. – Następnego dnia Czerwony Kapturek przelał eliksir do butelki po Ognistej Whisky, włożył do koszyczka i wyruszył w drogę przez niebezpieczny las – usłyszał jęk strachu i uśmiechnął się złowieszczo. – W połowie drogi zauważył zioła, które były składnikami różnych eliksirów i, zapominając o celu podróży, zaczął je zbierać. Dziewczynka nie zauważyła czającego się w krzakach niebezpieczeństwa. Nucąc pod nosem piosenkę zasłyszaną w jakiejś obskurnej tawernie, włożyła zebrane zioła do koszyczka i odwróciła się, by podjąć przerwaną wędrówkę. Pisnęła widząc czarnego wilka, który szczerzył na nią kły – tym razem przerwały mu trzy jęki. – Oczy wilka błysnęły niebezpiecznie, gdy zrobił krok w stronę Czerwonego Kapturka, który ze strachu zrobił krok w tył.
- Dzień dobry Czerwony Kapturku – powitał ją wilk.
- S...skąd wiesz, jak mam na imię? – zająkała się dziewczynka.
- Och. Słyszałem o tobie. Różne stworzenia i ludzie mówią, że jesteś najlepszym Mistrzem Eliksirów, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi.
- Eee… naprawdę? – zdziwiła się blondyneczka.
- Tak – zapewnił gorliwie.
- Ale… ale…
- Gdzie się wybierasz Kapturku? – spytał towarzyskim tonem. - Przepraszam, mogę tak do ciebie mówić?
- Tak, chyba tak.
- No to powiedz mi, gdzie idziesz?
- Eee… do babci.
- A daleko babcia mieszka?
- Po drugiej stronie lasu.
- A mógłbym ci towarzyszyć? Bo widzisz, ja nie jestem lubiany przez inne zwierzęta i brakuje mi trochę rozry… towarzystwa.
- Tak, chyba tak – dziewczynka nie była pewna, ale poczuła coś w rodzaju sympatii do czarnego wilka, który tak jak ona nie był lubiany przez swoich współmieszkańców.
- No to chodźmy – ramię w ramię ruszyli w drogę. Po chwili ciszy wilk spytał: - A co tam niesiesz dla babci, Kapturku?
- Eliksir Miłosny.
Snape urwał i zatopił usta w kawie. Zastanawiał się czy długo jeszcze jego małżonka zamierza się nad nim znęcać, karząc niańczyć te wstrętne potworki.
I właśnie w tym momencie usłyszał głos Hermiony Granger – Snape wołający ich na kolację. Skrzywił się, że jego żona krzyczy niczym mugolka zamiast przyjść albo przysłać skrzata domowego, którego oczywiście nie posiadali.
Słysząc nawoływania cioci Hermiony, Ellentari zerwała się na nogi i pognała przez korytarz do schodów. Ona na pewno nie chce wiedzieć, jak skończy się ta „bajka”.
Severus uśmiechnął się drwiąco i spojrzał na pozostałe dziewczynki. Wszystkie cztery wpatrywały się w niego wyczekująco. Chrząknął i ciągnął swą opowieść:
- Wilk dobrze wiedział, co Czerwony Kapturek niesie swojej babci, ale gdy usłyszał te dwa słowa inne rozbrzmiały w jego głowie.
Tylko miłość pozwoli ci powrócić do dawnej świetności.
Wilk warknął wściekle i rzucił się na zakapturzoną blondyneczkę…
Przerwały mu okrzyki obrzydzenia i zachwytu. Annie i Arianrod zerwały się ze swoich miejsc i, głośno wyrażając swoje oburzenie na taką „bajkę”, wyszły z pokoju. Natomiast dwie spuścizny Malfoyów wciąż siedziały na swoich miejscach i czekały na ciąg dalszy. Jednak mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty kontynuować. Spiorunował je wzrokiem, lecz, jak na Malfoyówny przystało nie zrobiło to na nich większego wrażenia i zrezygnowane opuściły komnatę.
W tej chwili podjął decyzję.
Wracam do Hogwartu.
KONIEC
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance
free theme by
spleen
&
Programosy
Regulamin