Madlen |
Wysłany: Wto 20:44, 14 Mar 2006 Temat postu: Voldzio Lordzio i spółka |
|
Cóż. Ja bym nie dawała, ale na prośbę Lady Vader umieszczam. I uprzedzam! Kanoniczności brak! PARODIA!!!!!!!!!!!!!!
]
Voldzio Lordzio i spółka
czyli urodziny Lorda V.
Napisane w przypływie szału. Luźno powiązane z Granicami Rzeczywistości, trwa równoległe do rozdziału piątego i można niektórych rzeczy nie zrozumieć, bez znajomości tamtego tekstu. I nie martwcie się, takiego szaleństwa nie mam zbyt często, to jest szansa, ze przez jakiś czas nie będę was męczyć.
Dziś są moje urodziny. Nie cierpię moich urodzin. I tak nikt o nich nigdy nie pamięta. Prawdę mówiąc, moi śmierciożercy sądzą chyba, że ja się nie urodziłem, ale pojawiłem na świecie w kłębie czarnego dymu. To nie fair. Nawet ten podły Potter ma urodziny. Dostaje listy i prezenty, jak donoszą moi szpiedzy. A ja? Siedzę w podziemiach domu Malfloyów. Sam.
Nie cierpię tych komnat, które oddano mi do użytku. Są takie ciemne i wilgotne… chciałem nawet je rozjaśnić, tu i ówdzie dodając suszone kwiaty i różowy materiał, ale Glizdogon i Bella przekonali mnie, że to zepsuje mi reputację. Ech… moją jedyną rozrywką jest teraz codzienne roznoszenie mleka. A i tak śmierciożercy za mną biegają i na każdego kto mnie zobaczy rzucają Oblivate.
AAAAA!
Już się nie dziwię, że traktują zaklęciem zapomnienia, wszystkich, którzy mnie zobaczą. To naprawdę bardzo zły dzień. Zobaczyłem się w lustrze!
W nocy jest kolejne zebranie. Podobno złapali jakiegoś członka Zakonu i parę szlam. Znowu będę musiał użyć na sobie uroku oślepienia, żeby nie patrzeć na tortury. A od tego moje oczy robią się takie brzydkie i czerwone! Jakie ja kiedyś miałem oczy… i w ogóle byłem taki przystojny. Każda dziewczyna się za mną oglądała! A teraz? No trzeba przyznać, że jeśli przeszedłbym ulicą mugoli, pewnie też wszyscy by się za mną oglądali. Chyba poproszę skrzaty, żeby upiekły mi tort. I napiszę na kartce
„Dużo szczęścia dla naszego Lorda”. A potem zaśpiewam sobie „sto lat”. Tak, chyba tak zrobię. Poroszę je o to. Oczywiście, poproszę, nie rozkaże. Skrzaty też mają swoje prawa! A Lucjusz traktuje je tak okropnie. Nawet chciałem przystąpić do tego stowarzyszenia WESZ, Hermiony Granger, ale jak do niej podszedłem w zeszłym roku w ministerstwie magii, żeby zagadać o skrzaty to zaczęła wrzeszczeć i uciekać. Było mi bardzo przykro. A kiedy jest mi przykro nie do końca nad sobą panuje i wtedy pobiegłem, żeby się na kimś wyładować. Chciałem zabić Pottera, ale Ten Którego Imienia Nie Wypowiem mi przeszkodził. No, ale w tym roku na pewno zabije i Jego i Pottera.
Zebranie. Usiłują wyciągnąć coś z tego biednego chłopaka. Nie widzę, bo zaklęcie wszystko zasłania, ale od jego krzyków bolą mnie uszy. Zajmuje się nim Teodorek. Które to już Crucio? Nie mam pojęcia, nigdy nie byłem dobry w matematyce. Nie umiem zapamiętać co jest po „dziewiętnaście”. Biedak. I jaki wierny, nic nie chce powiedzieć! Ale wystarczy jakaś byle wiadomość, to mu dadzą spokój. Może go jakoś subtelnie zachęcę?
- Czy sądzisz, że uda ci się skryć prawdę przed Czarnym Panem?
Daje mu do zrozumienia, że i tak wszystkiego się dowiem. Przecież on nie wie, że ten niezdarny Avery stłukł ostatnią butelkę serum prawdy. Ojej! Co za słownictwo! Nie, jak można tak przeklinać! Ale ta młodzież nie wychowana! Zaraz. Co on powiedział? Łysy bydlaku?! Łysy!
Ups. Chyba trochę przesadziłem. Ja naprawdę nie chciałem go zamęczyć Cruciatusem! Ale mam mały kompleks na punkcie braku włosów. Szukałem jakiegoś zaklęcia i maści, ale nic nie mogę znaleźć. A wstydzę się prosić Severusa.
- Wynieście ciało.
- Tak panie.
Ja naprawdę nie lubię zabijać. Naprawdę! Kim będę rządził jak wszystkich zabije? Ja chcę stworzyć idealny kraj, w którym każdy będzie kochał każdego i wszyscy będą oglądać Teletubisie. Wszędzie szerzyć pokój i miłość. Taki mam plan. Wiem doskonale, że to wymaga poświęcenia paru żyć. Ale ciągle czuje ten dziwny ból. Kiedy zamordowałem po raz pierwszy płakałem całą noc! To było straszne. Poszedłem wtedy do domu moich dziadków. Bardzo chciałem poznać tatusia i jego rodziców. Ta brzydka pani w domu dziecka, twierdziła, że on mnie nie chciał, ale byłem pewien, że kłamała. I poszedłem. Siedzieli wszyscy przy kolacji. Stanąłem w drzwiach i przyglądałem im się przez chwilę, a potem dostrzegłem rzecz straszną. Tuż nad głową starszego mężczyzny, na pajęczynie huśtał się pająk! Bałem się, że zaraz mu spadnie na głowę. Mam taki uraz do pająków, odkąd Aragog tego Hagrida przebiegł obok mnie. Przecież ja tylko po to otworzyłem Komnatę Tajemnic! Żeby pozbyć się tego potwora. A mój mały Pimpuś, bazyliszek pomylił go z Martą! Rzuciłem więc Avadę, żeby się pozbyć tego pająka, a dziadek akurat wtedy wstał! Tatuś i moja babka zerwali się z krzeseł i zaczęli przeraźliwie wrzeszczeć. Chciałem ich uciszyć, ale tak jakoś wyszło, że z rozpędu rzuciłem nie to zaklęcie.
Zielony promień uciszył Toma Riddle seniora bardzo skutecznie. No ale jeszcze nie traciłem nadziei. Była przecież babcia. Niestety rzuciła się na mnie, a ja zareagowałem instynktownie.
Potem całą noc leżałem przytulony do mojego misia. Teofilek - tak się nazywał. Niestety jedna wredna dziewczyna, szlama, mi go podarła. Goniłem ją potem przez całe miasteczko wrzeszcząc, że Voldemort nienawidzi szlam i wszystkie je pozabija. Oczywiście to nie była prawda, ale wtedy byłem zbyt wściekły, żeby się zastanawiać nad tym co mówię. Goniąc ją wpadłem do jeziora i zachorowałem. Wyjechałem więc, szukając leku na chorobę, która mnie zaatakowała. Owszem znalazłem lekarstwo, ale w wyniku przedawkowania straciłem całą urodę. A jak wróciłem do Anglii ludzie, którzy dowiedzieli się o moich krzykach na temat szlam zaczęli deklarować chęć do służenia mi. Tak to się zaczęło. Przez biednego Teofilka do dziś został mi mały uraz do szlam. Starałem się to zwalczyć na przykład darując życie Lily Potter! Ale one same pchają się w zasięg różdżki. I przeszkadzają mi w stworzeniu świata pełnego powszechnej harmonii i miłości do Teletubisiów!
Co Lucek mówi? A! Ci chłopcy też chcą zostać śmierciożercami!
- Chcecie dołączyć do Lorda Voldemorta?
Wiem, że zadrżeli. Nie widzę, ale wiem. Czemu wszyscy tak boją się mojego imienia? Oprócz tej uroczej kobiety, której zanoszę mleko. Ona tak miło się do mnie uśmiecha! I chyba będziemy nawet rodziną. Bo wydaje mi się, że ona jest jakoś spokrewniona z moją piękną Victorią Clarissą Izabellą Violettą Milagros! Mają takie same niebieskie oczy. Moja Vicki. Jest tak uroczo nieśmiała! Kiedy przyszła w odwiedziny do tego wrednego Dracona ( ona wcale go nie kocha! Nie chce po prostu zostać sama i dlatego się z nim umawiała!) i zaproponowałem jej małżeństwo zaczęła się krztusić. Pewnie z wrażenia. A potem krzyczeć. Pewnie ze szczęścia. Na koniec wybiegła z domu. Pewnie, żeby zacząć robić listę gości na nasz ślub.
- Wiecie, co was czeka za zdradę?
Tak. Śmierciożercę, który zdradził muszę ukarać. Z bólem serca, ale to robię. Należy być wiernym! W moim idealnym świecie nie ma miejsca dla osób nie dotrzymujących słowa.
- Tak panie.
Dobrze, to teraz tylko trzeba zbadać ich umysły. Jak ja nie cierpię stosowania Legimencji!
Uff. Już. To teraz będą dowodzić swojej wierności. A potem wypalę im Mroczny Znak. Musiałem być pijany, kiedy wybierałem taki symbol. Serce, albo kwiatuszek… a ja musiałem wybrać czaszkę!
Jak ta szlama krzyczy! Myśl o Teofilku, myśl o Teofilku…
Koniec! Nareszcie!
Jaki ja jestem biedny i skrzywdzony przez los. Wiecznie samotny. To się na szczęście zmieni po ślubie. Urządzę wielkie przyjęcie. Będą kwiaty i amorki. A także prezenty. Nic nie dostaję na urodziny, to chyba mi się należy z okazji wesela! Dobrze, że już mam garnitur. Ale co z suknią dla mojej Viki? Zaproszę całą jej rodzinę, łącznie z tą miłą panią od mleka. A Severus będzie świadkiem.
- Panie… - Lucjusz wchodzi do środka. Jest bardzo blady. Czyżby ktoś wylał moje zapasy mleka?! Ja tego nie daruję! Nie daruję!
- Jak śmiesz zakłócać mój spokój!
- Panie… - Lucek wyraźnie się boi. To chyba naprawdę poważne. Kto wylał moje mleko?!
– Mój syn uciekł…
Dracon? I co z tego?
- Obawiamy się, że chce się spotkać z Victorią Clarissą Izabellą Violettą Milagros. To ona zapewniła mu pomoc w ucieczce.
Co? Moja piękna mnie opuściła?! To ona nie pobiegła układać listy gości?! AAAAAAAA!
- Crucio! Crucio, Crucio, Crucio! Crucio!
Lucek i inni którzy stali tuż przy drzwiach dostali Cruciatusem. Spokój Voldemorcie. Spokój! Jak ich zabijesz to nie złapią Dracona!
- Jak?!
- Co najmniej dwóch śmierciożerców mu pomaga. I jeszcze jakaś dziewczyna. Któryś krzyknął do niej Cornelio. Jeden odwrócił naszą uwagę i…
Cornelio? Czy nie tak nazywa się kuzynka Viki? Córka tej miłej kobiety od mleka?! Musze ich złapać. Ale jej chyba lepiej nie zabijać. Jeszcze by się na mnie obraziły, moja słodka i tamta urocza pani!
- Przyprowadzić ich tu. Żywych.
Jestem roztrzęsiony. Gdzie mój eliksir na uspokojenie?! Ładne mi urodziny. Właśnie się dowiaduję, że moja ukochana mnie nie kocha! Dobrze chociaż, że mam tort skrzatów na pocieszenie. Jest taki ładny, cały różowy z migdałami. Szkoda, że nie ma go kto ze mną zjeść. Zapale świeczki. Co ja zrobiłem z moim piórem? Aha, tutaj jest. A tu pergamin. Co napisać?
Dla Lorda Voldemorta, wspaniałego człowieka, pana i przyjaciela, nieustraszonego bojownika o dobro i miłość. Z okazji kolejnych urodzin, życzymy nieśmiertelności, dużo szczęścia i by gwiazdka pomyślności świeciła mu bez końca.
Tak. To ładne życzenia. Żałuję, że nie dostałem ich od kogoś. Nikt mnie nie kocha! Jestem taki biedny! Wszyscy mnie zostawiają! I mam łysą czaszkę! Moja dziewczyna kocha innego! Będę płakał.
- Mistrzu?
Do środka wsuwa się Bella. Całą szatę ma poszarpaną. Pewnie goniła tamtych!
- Złapaliście go?!
- Pościg trwa… - mówi trochę niepewnie. Czyżby kłamała? Pani w przedszkolu mówiła, że nie wolno kłamać! Będzie trzeba ją ukarać. A ona jest moim najwierniejszym sługą… No, jeszcze Berty był wierny. Ale jego nie ma.
- No więc czego chcesz Bella – syczę. Ojej! Zapomniałem, że zdania nie zaczyna się od „no więc”! – Czy nie powinnaś ich ścigać?
- No tak, ale ja chciałam… dać ci Mistrzu… - wie, że za chwilę oberwie. Dlaczego więc tu przychodzi?! Kładzie na stoliku małe pudełeczko. Patrzę na nie podejrzliwie, a potem rozwijam. O kurcze! Skarpetki! Skarpetki w Mroczne Znaki!
- To na urodziny…
Mam skarpetki! A Dumbledore nie! I to jakie skarpetki! Każdy by chciał takie. Bella jakaś ty kochana! O nie. Powiedziałem to głośno. Czy ja powiedziałem to głośno?! To jakbym zdradzał moją Viki! Ale w końcu ona też mnie zdradza.
- Nie gniewasz się Mistrzu?
- Jak mógłbym się gniewać? Na ciebie? Są prześliczne!
Przyglądam się skarpetkom. Bella chyba oniemiała z zaskoczenia. No co?! Ja zawsze byłem taki miły. Tylko nikt nie pozwala mi tego okazać! To najlepszy prezent na świecie.
- Już je kocham.
- A ja myślałam, że ty Mistrzu kochasz tylko Victorię…
Viki. Ona jest taka piękna, ale… nigdy nie dała mi skarpetek!
- Ciebie też kocham.
Patrzy na mnie zdumiona. Chyba jest w stanie szoku.
- Ja też cię kocham mistrzu.
O jej. OJEJ! Viki… jakie Bella ma ładne włosy! Viki… skarpetki! Viki… jaka Viki?
- Mów mi Voldi.
Autorka ociera łzy. Jakie to romantyczne! O kurcze. Co oni robią?! Jak to tylko w skarpetkach?! Nie chcę patrzeć!!! Nie chcę!!! Niech mnie ktoś stąd zabierze! AAA!!!
KONIEC I NIE MARTWCIE SIĘ CIĄGU DALSZEGO NIE BĘDZIE! |
|