Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jaheira
Początkujący czarodziej
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 0:36, 27 Sty 2006 Temat postu: Dedal i Ikar - wersja własna. |
|
|
Właściwie miało to być wypracowanie na polski. Zrobił się z tego dość ciekawy, kilku stronnicowy kawałek. To moja prywatna wersja słynnego mitu - człowiek, kiedy sięga za wysoko, nie szkodzi tylko sobie.
Może być trochę sztuczne. Wiecie, do szkoły. Zakończenie? Nigdy nie wychodzily mi melancholijne fragmenty. Poza tym...
A zresztą - czytajcie w wolnych chwilach wrzucę tu kilka innych rzeczy, głównie ze starego Dziurawca.
----
"Wzbiłem się w przestworza - jestem Ikarem"
Nad wyspą przeleciał zielony smok, na chwilę przysłaniając swoim cieniem wzgórze, wraz z polami ukrytymi za domkiem na jego szczycie. Był ogromny. Jego łuski srebrzyły się delikatnie w promieniach słońca.
- Trzeci w tym tygodniu – skomentował Dedal, odrywając się od roboty.
Ikar przytaknął, wyprostował się i jęknął. By niezbyt wysokim, opalonym dwudziestolatkiem o raczej ciemnych, brązowych włosach i jasnych oczach. Sprawiał wrażenie kogoś wyjątkowo ufnego. Podobny do matki, jak to często komentował Dedal. On z kolei był raczej wysokim mężczyzną w sile wieku, szatynem o kręconych włosach. Był silny, stanowczy – budził szacunek. Był słynnym wynalazcą, ale teraz, kiedy król Minos uwięził go na wyspie, jego myśli kierowały się tylko w jednym kierunku – jak stąd uciec?
- Latają coraz częściej – powiedział młodzieniec. Rozmasował plecy obolałe po długiej pracy w zgarbionej pozycji i dodał:. - Podobno spalili już miasta na Wschodnich Ziemiach. Możliwe, że niedługo dotrą do nas, do Krety.
- Możliwe - zgodził się z nim ojciec.
Syn spojrzał na niego wyczekująco.
- Masz jakiś plan? Uciekamy? Zamierzamy tu zostać?
- Co? Och, oczywiście, że nie – ocknął się Dedal, odprowadzając wzrokiem znikającego za horyzontem smoka. - Oczywiście, że nie zamierzamy. Właśnie nad tym pracuję.
- Problem jest nie tylko natury technicznej, ojcze. Król Krety nie wypuści nas z wyspy. A sam wiesz, że wszystkie środki transportu należą do niego.
Dedal uśmiechnął się pod nosem.
- Są rzeczy, Ikarze, nad którymi ten mężczyzna nie ma władzy.
Minos walnął berłem o podłogę i zerwał się z tronu. Gryfy leżące u jego podnóża poruszyły się nerwowo.
- Jak to: uciec? - warknął król do szpiega klęczącego przed nim.
- Tak mówili, panie – Mężczyzna skłonił się jeszcze niżej i zadrżał.
Król nerwowym krokiem zaczął przemierzać salę tronową. Było to olbrzymie pomieszczenie o wymiarach trzydzieści na siedemdziesiąt na dziesięć, projektu Detala. Znajdowały się tutaj pięknie, wysokie okna, wspaniałe rzeźby i zdobienia na ścianach. Posadzka wykładana była kolorowymi kafelkami, układającymi się w fantastyczne wzory. Władca, ciemnowłosy mężczyzna o wyjątkowo jasnej cerze i niebieskich oczach, doceniał to piękno. I człowieka, który je stworzył. Co nie znaczyło, że miał go zamiar uwolnić.
- Oni nie mogą stąd uciec – powiedział spokojnie, zatrzymując się przy oknie. - Wszystkie statki są moje. Każdy dakar jest mój, Antoniuszu. Każdy środek transportu na tej wyspie jest moją własnością. Dookoła miasta znajduje się wysoki na pięć metrów mur obronny, a od północy broni nas morze. Mamy swoją własną, małą flotę. Tysiące szpiegów, śledzących każdy ich krok. I jakiś nędzny wynalazca, który stworzył najpiękniejsze budynki w moim mieście, najbardziej interesujące i niezwykłe rzeczy, jakie posiadam, miałby się stąd wydostać? - Obrócił się w stronę mężczyzny.
Szpieg przełknął ślinę.
- Tak? - zaryzykował.
- Wiem, że tak – stwierdził gniewnie król, chwytając i zdejmując koronę zsuwającą mu się na czoło. Zaczął się nią bawić, kołysząc ją na berle. - To było pytanie retoryczne. Antoniuszu. Sęk w tym, że trzeba dowiedzieć się jak. A potem mu w tym przeszkodzić.
- Panie... - zaczął nieśmiało mężczyzna.
- Tak? Masz może jakieś pomysły? - Minos odwrócił się do okna i zaczął przyglądać statkom wypływającym z portu.
- Panie, jest jeszcze jedna wiadomość....
- Słucham – oświadczył ociekającym ironią głosem król. - Ciągle słucham, Antoniuszu.
- Syn Dedala... Ikar... ma dziewczynę, tu w samym mieście.
- Co? - Minos obrócił się szybko od okna. - Dziewczynę? - Powoli pogłaskał brodę pokrytą czarnym zarostem. - Interesujące, interesujące... powiadasz, że jak się nazywa?
- Aurelia – odpowiedział drżącym głosem Ikar. - Aurelia, ojcze – odchrząknął i przyjął w miarę godną postawę. - Jest córką członka rady miejskiej.
- Nie obchodzi mnie, kim jest jej ojciec – odpowiedział spokojnie Dedal. - Chcesz ją zabrać, tak?
- Tak, ojcze.
- To niemożliwe – powiedział prosto Dedal, wracając do pergaminu rozciągniętego na desce kreślarskiej. Narysował kilka linii i podniósł wzrok na zdumionego syna. - Jesteś tu jeszcze, Ikarze? Prosiłem, żebyś kupił wosk.
- Ojcze... - powiedział błagalnie młodzieniec, zaciskając pięści z bezsilności. Gdyby to zależało od niego...!
Wynalazca westchnął, odłożył przybory, splótł ręce, oparł na nich brodę i spojrzał na Ikara zmęczonym wzrokiem.
- Pomyślimy – odpowiedział krótko. - Ale teraz idź i kup ten wosk.
- Witaj, Aurelio – Ikar uśmiechnął się, kiedy piękna, jasnowłosa dziewczyna w zwiewnej todze zatrzymała się przy nim, błyskając śnieżnobiałym zębami. - Co u ciebie?
- Nic nowego, Ikarze, chociaż... - Spojrzała na niego swoimi smutnymi, błękitnymi oczami. - Ostatnio król Minos rozmawiał z moim ojcem i zabronili mi się z tobą widywać.
Chłopak prawie opuścił z wrażenia garniec wosku.
- Co... jak...
- Ale nie martw się – dla mnie to nie ma znaczenia. Dalej będziemy się spotykać i... - urwała, patrząc na niego uważnie. - Coś nie tak?
- Wyjeżdżam, Aurelio – Przełknął ślinę. - Już niedługo. Za kilka, może kilkanaście dni...
Dziewczyna spojrzała na niego zaszokowana.
- Ale... co ze mną... co z nami? - spytała błagalnie. - Proszę, nie zostawiaj mnie...
- Właśnie chciałem ci zaproponować. Aurelio... Odejdziesz ze mną?
- Czyli dopiero teraz zapytałeś się jej o zgodę? - upewnił się Dedal, sklejając zdobyte przez siebie pióra woskiem. - Kiedy ze mną rozmawiałeś, nie wiedziałeś, czy się zgodzi? Tak, Ikarze? Patrz na mnie, jak do ciebie mówię.
Chłopak podniósł głowę i zaraz spuścił ją z powrotem.
- Tak, ojcze.
- Niewiarygodne, po kim ty to masz? - Dedal spojrzał zdumiony na pióro trzymane w ręce, jakby to je się pytał. - I co, zgodziła się?
Ikar dobrze pamiętał tamten moment. Żołądek podchodził mu do gardła, w którym tworzyła się jakaś dziwna gula. Widział przez jedną chwilę, ułamek sekundy, błysk wahania w błękitnych oczach koloru nieba.
- Tak, ojcze.
- I co, wiesz już, kiedy zamierzają uciec? - spytał niecierpliwie król.
- Nie, panie, jeszcze nie. Ale wiemy, że Dedal zamawiał pióra i wosk – dodał szybko szpieg.
Król zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w stronę mężczyzny.
- Pióra. I. Wosk? - wycedził władca, mrugając szybko.
- Tak, panie.
- Czyżby... nie, Dedal jest geniuszem, a nie szaleńcem... - Pokręcił w zadumie głowę.
- Słucham, panie?
- Nic. Macie jeszcze jakieś wiadomości?
- Nie, panie, ale... może zechcesz się z nim widzieć?
- Nie, nie zechcę. Przynajmniej jeszcze nie. Myślę, że niedługo to on będzie prosił o widzenie - powiedział powoli. Spojrzał zamyślony na swoje berło i uniósł głowę, wyraźnie zdziwiony. - Jeszcze tu jesteś, Antoniuszu? Chcę wiedzieć, co ten starzec robi dwadzieścia cztery godziny na dobę. Możecie postawić straż przy domu Tezeusza, ojca dziewczyny Ikara. Możecie robić, co chcecie, na Zeusa, ale jeśli on ucieknie, to polecą głowy. Zgadnij, czyje, Antoniuszu.
Dedal wszedł do chatki, którą zajmowali razem z Ikarem.
- Gotowe – oznajmił z zadowoleniem.
Młodzieniec oderwał wzrok od papirusu i zdumiony spojrzał na ojca.
- Już?
- Już, już. Twój ojciec może ma swoje lata, ale tempo pracy wciąż nie najgorsze. Idź i zawołaj tę swoją dziewczynę, jeśli rzeczywiście jesteście zdecydowani.
Ikar, z twarzą zakrytą kapturem przekradł się do miasta i skierował się w stronę willi Aurelii.
Szedł wąskimi uliczkami mniej popularnej części miasta. Tutaj rzadko spotykało się arystokrację i – na szczęście – strażników. Chłopak spokojnie mijał kolejne niskie budynki, zamieszkiwane przez wielopokoleniowe rodziny. Dobiegały go głosy dorosłych, płacz małych dzieci i przeróżne inne dźwięki. Odskoczył, kiedy tuż obok niego spadł z okna talerz i rozbił się w drobny mak.
Wreszcie, nieniepokojony przez nikogo, doszedł na miejsce. Przemknął się do ogrodu i zastukał w okno Aurelii.
Nie zauważył zamaskowanej sylwetki, która odwróciła się i zaczęła biec w stronę pałacu króla.
Ikar i Aurelia w kilkanaście minut prześlizgnęli się do chatki Dedala. Dziewczyna była ubrany w męski strój, praktyczny i nie krępujący ruchów. Dedal zaprowadził ich do warsztatu, gdzie o ścianę opierały się trzy pary pięknych, śnieżnobiałych skrzydeł, długich na półtorej metra.
Podeszli do nich i nawzajem poprzypinali je sobie do ramion. Dedal, który wyszedł pierwszy, spojrzał na stok wzgórza i zbladł.
- Ikarze, Aurelio, pospieszcie się! Słudzy króla tu idą! – krzyknął.
Młodzi natychmiast wybiegli z budynku. Ikar w biegu zawiązywał jeszcze ostatnie rzemyki.
- Szybciej, szybciej – poganiał ich Dedal. - Na łąkę nad urwiskiem. Dalej!
Figurki strażników robiły się coraz większe. Za kilka minut znajdą się na szczycie.
Uciekinierzy szybko pobiegli na łąkę. Dedal pospiesznie skontrolował ich skrzydła, równocześnie przypominając:
- Nie możecie lecieć ani za blisko słońca, ani zbyt nisko nad wodą. Wosk może się stopić albo pióra przemokną, skrzydła staną się ciężkie i utoniecie. Lecimy na północ, pamiętajcie. A teraz... za mną!
Dedal zaczął biec, coraz szybciej machając skrzydłami. Coraz bardziej zbliżał się granicy urwiska. W końcu spadł - żeby po chwili znowu się pojawić, machając skrzydłami i wznosząc się, coraz wyżej, i wyżej, i wyżej...
Aurelia i Ikar poszli w jego ślady. Słyszeli brzęk zbroi za sobą, krzyki i wrzaski – strażnicy byli już tylko kilkanaście kroków za nimi.
Kiedy znaleźli się nad brzegiem urwiska, skoczyli. Widzieli powiększające się skały na dole. Machali rozpaczliwie skrzydłami i powoli, ku ich zdumieniu, zaczęli zwalniać, a potem unosić się w górę. Widzieli Dedala, czekającego na nich kilkadziesiąt metrów dalej.
Szybko podfrunęli do niego, uśmiechając się ze szczęścia. Wreszcie uciekli!
Polecieli przed siebie, na odległy Peloponez. Aurelia i Ikar czuli, że zaczynają nowe życie – przekroczyli pewną granicę i zostawili za sobą całą przeszłość. Mogą zacząć wszystko od początku – razem.
Nie zauważyli, że wznoszą się coraz wyżej. W pewnym momencie Aurelia poczuła, że macha jej się skrzydłami trudniej, niż wcześniej, a i tak się nie wznosi. Zawołała głośno Ikara.
Chłopak leciał kilkanaście metrów dalej. Wygrzewał się w promieniach słońca, robił salta i beczki, nie zwracając uwagi na ojca, który krzyczał coś do niego dużo niżej. Odwrócił się dopiero, kiedy zawołała go Aurelia. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenie, kiedy zobaczył, że kolejne pióra ze skrzydeł dziewczyny wypadają i lecą w stronę oceanu.
Zacisnął wargi i zaczął frunąć do niej tak szybko, jak tylko umiał, nie zważając na coraz większy ból mięśni w rękach.
Nie zdążył.
Kiedy był już tuż obok niej, na wyciągnięcie ramienia, dziewczyna wykonała ostatni rozpaczliwy ruch i spadła w dół jak kamień, krzycząc głośno jego imię
Ikar patrzył na to zaszokowany, dalej, już czysto odruchowo, machając skrzydłami. Jeszcze przed chwilą miał wszystko – wolność, miłość, bezpieczeństwo, a teraz... została pustka.
Otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy zobaczył kilka piór, lawirujących na wietrze i opadających w dół. Dopiero po chwil zdał sobie sprawę, że pochodzą z jego skrzydeł. Zaczął szybko nurkować, aby oddalić się od słońca, ale nic to nie dało – pióra wypadały kolejne, leciało mu się coraz bardziej i bardziej ciężko... Zamknął oczy.
Kiedy się obudził, leżał na piasku. Tyle wyczuł, mając zamknięte oczy – kiedy je otworzył, ujrzał nad sobą Dedala.
- Co... - zaczął słabo.
- Nie zdążyłem jej uratować – powiedział ze smutkiem w głosie mężczyzna. - Ale złapałem ciebie, kiedy leciałeś w dół. Po co przebywaliście tak blisko słońca, Ikarze?
Chłopak usiadł i złapał się za włosy. „Po co” - pytanie obijało mu się po mózgu. Aby dotknąć nieba, ojcze. Żeby wznieść się na wyżyn, poczuć smak wielkości.
Ale bogowie karzą zuchwalców i Helios strącił ich w dół, na samo dno Tartaru, skazując na największą torturę – rozdzielenie.
Ikar zamknął oczy. Nie chciał płakać, ale...
- I co teraz, chłopcze? - spytał łagodnie Dedal, głaszcząc go po włosach. - To dość przyjazna wyspa, a skoro nie masz skrzydeł, to możemy tu zostać. Może ktoś kiedyś będzie tędy przepływał...
Powinienem zginąć, pomyślał Ikar. Byłbym wtedy z Aurelią. Ale ocalałam i teraz jestem kłodą u nogi mojego własnego ojca.
- Leć sam. Ja tu zostanę – powiedział głucho. - Nie chcę cię zatrzymywać, poradzę sobie, ojcze.
- Ikarze, nie zostawię cię. Przecież...
- Ojcze, ja tego chcę. Pragnę, żebyś opuścił tę wyspę i poleciał na Peloponez. Zamierzam zostać tutaj, w pobliżu miejsca, gdzie zginęła Aurelia. Ale ty powinieneś lecieć dalej.
- Opowiadasz głupstwa – stwierdził sucho Dedal. - To ty jesteś młody. To ty...
- Ale ja nie chcę! - Ikar poderwał się z ziemi. - Nie rozumiesz? Chcę tu zostać! Sam! Chcę umrzeć dla ludzi i świata!
Spojrzenie Dedala stwardniało.
- Dobrze. Więc skoro... tego chcesz... żegnaj, chłopcze. Do zobaczenia.
Ikar z opuszczonymi rękami patrzył, jak jego ojciec zamienia się w mała kropkę, żeby w końcu zupełnie zniknąć na horyzoncie. Spuścił głowę i wszedł do lasu. Zaczynał nowe życie – ale wcale nie takie, o jakim marzył.
A rybacy nazywali tę wyspę Ikarią....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ducky
Nadworna Kaczka
Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ker-Paravel
|
Wysłany: Sob 15:42, 28 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Ładne. Zastanawiam się, co dostałaś za to wypracowanie w szkole, w końcu - zakończenie jest zupełnie inne, niz w micie.
Błędów raczej nie zauważyłam, a zakończenie wyszło ci dobrze
Pozdrawiam i życzę weny,
ducky!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|